czwartek, 25 września 2014

Ciezki dzien

Obudziłem się dziś o 6 rano - leje, wieje, mgła,  zimno. Pomyślałem - nie wstaję dzisiaj z łóżka.
Ale po pysznym, ogromnym, angielskim śniadaniu z widokiem na wylaniajaca sie z mgly St. Ninian's stwierdzilem, ze nie mozna dnia marnowac. A ze pogoda sie, jak to na wyspach, nagle poprawila wyruszylem z malo konkretnym planem zwiedzenia polnocnej czesci Mainland. No i zobaczylem dzis prawdziwe Szetlandy - dzikie, piekne, puste...
Najpierw pojechalem na wyspe Muckle Roe - troche mnie rozczarowala. Ladne widoki z mostu prowadzacego na wyspe, ale potem niewiele ciekawego. Zeby zobaczyc jej uroki trzeba miec duzo czasu i wybrac sie piechota na zachodni brzeg, bo przejezdne drogi prowadza tylko kilka kilometrow po wybrzezu. Tak wiec po kilku fotkach wrocilem na 'staly lad' i pojechalem do slawetnego przesmyku prowadzacego do Northmavine. Wydr ani fok nie spotkalem, a z powodu kontuzji prawego ramienia nie udalo sie przerzucic kamienia z Morza Polnocnego do Atlantyku. Ale za to zrobilem kilka ladnych zdjec. Nastepnym etapem byly klify w Eshaness. Po ich zobaczeniu stwierdzilem, ze wszystkie klify jakie do tej pory widzialem to byly jakies miniaturki. Zdjęcia nie oddaja ogromu tych formacji skalnych. Stalem sobie na niczym nie zabezpieczonej krawedzi takiego klifu a morze szalalo jakies 100 m ponizej.
Na koniec dnia postanowilem zajechac najdalej na polnoc jak sie tylko da, czyli tam gdzie konczy sie droga. Udalo mi sie tam dotrzec dopiero okolo 18-tej, a droga powrotna zajela mi dobrze ponad godzine.
Zdjecia, jakie dzis znajdziecie w tym poscie sa robine komorka wiec naprawde nie sa w stanie oddac chocby w malym stopniu tego co widzialem. Dlatego zachecam do ogladania 'prawdziwych' zdjec jak juz wroce i wrzuce je do sieci. A na razie mala namiastka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz