wtorek, 30 września 2014

Z powrotem na Orkadach

Jestem juz z powrotem w Kirkwall na Orkadach. Przez najbliższe trzy dni będę się oddawał życiu rodzinnemu wiec nie będę sobie zwracał głowy pisaniem bloga.  Odezwę się w piątek po dotarciu do Edynburga.

poniedziałek, 29 września 2014

Morski meldunek

Hmm, dziwne. Wiatru nie ma, fal też a promem buja ze hej! Ale w końcu płyniemy cały czas na styku oceanu z Morzem Północnym wiec może to tak jak na styku płyt tektonicznych - stale jakieś małe trzęsienia ziemi.

Już na promie

Zaokrętowałem się już, pasażerów jest tak koło nastu wiec cały ogromny prom do dyspozycji - bary, restauracje, kino oraz do towarzystwa dwie urocze Szkotki mające w sumie jakieś 150 lat. Żyć nie umierać. Dobrze ze mam ze sobą kilka książek do czytania.
Czekam na otwarcie sklepu ze szkocką...

MV Hjaltland

No to jeszcze rozdziawiony dziób mojego promu.

Pożegnanie z Lerwick

Siedzę sobie w terminalu promowym w Lerwick, czekając na rozpoczęcie odprawy. Czekam już od 6 godzin wiec w tym czasie zdążyłem obejść całą stolicę ze trzy razy dookoła, zaliczyłem tez wszystkie kawiarnie (w liczbie dwóch), zdążyłem tez nieźle zmoknąć bo dreszcz siąpi przez cały dzień. Ale przynajmniej poznałem całe Lerwick dokładnie. Poprosiłem tez w sklepie muzycznym o jakąś płytę z lokalną muzyka i nie mogę się już doczekać żeby jej posłuchać - ale na razie nie mam na czym.
No to jeszcze kilka fotek z deszczowego Lerwick.

niedziela, 28 września 2014

Ostatnie wycieczki na Szetlandach

Dziś ostatni dzień wycieczkowy, bo jutro rano musze oddać samochód i będę czekał na prom. To był najładniejszy dzień jeśli chodzi o pogodę. Trochę już się znam na niej i wiem że cierpliwość popłaca. Doczekałem się zatem idealnej pogody na wycieczkę po St. Ninian's Isle. Słoneczko, lekki wiaterek.  Obszedłem całą wyspę dookoła, zrobiłem piękne zdjęcia. Udało mi  się nawet upolować z bliska kilka królików wygrzewających się w słońcu przed swoimi norami. Oczywiście nie obyło się bez przygód, wysoki przypływ i silne fale zaczęły zalewać przesmyk prowadzący na stały ląd i zdążyłem w ostatniej chwili, ale nie obyło się bez lekkiego przemoczenia butów. Jeszcze 15 minut i musiałbym siedzieć na wyspie do wieczora.
Po powrocie do domu i ubraniu suchych skarpet stwierdziłem ze nie można marnować takiej pogody i wyruszyłem na dwie jeszcze nie zbadane wyspy West Burra i East Burra. To bardzo długie i wąskie wyspy ciągnące się wzdłuż zachodnich brzegów Mainland. Są połączone mostami wiec można swobodnie do nich dotrzeć. Dużo ładnych widoków, bardzo ciekawe ruiny kościoła w miejscowości Papil. Właściwie gdzie by nie zajechać to wszędzie znajdzie się coś ciekawego.
I to tyle szetlandzkich wojaży, jutro dzień w Lerwick w oczekiwaniu na prom do Kirkwall. Następny meldunek juz we wtorek z Orkadów.

Owce, kucyki i wodospady

Piszę dopiero w niedzielny poranek, bo wczoraj po powrocie byłem zbyt zmęczony.  Zrobiłem wiele kilometrów tak samochodem, jak i na piechotę zwiedzając zachodnia część Mainland.
Najpierw pojchałem do Scalloway, dawnej stolicy Szetlandów.  To niewielka wioska ale posiadająca dwie duże atrakcje - dobrze zachowane ruiny zamku księcia Patricka Stewarta oraz nowe muzeum poświęcone w głównej mierze 'przyjaźni szetlandzko-norweskiej'. Otwarte zostało zresztą dwa lata temu przez premiera Norwegii. O ile w samym Lerwick, a w szczególności w jego muzeum o Wikingach prawie się nie wspomina, to Scalloway jest właściwie miejscem najsilniej związanym ze Skandynawią.  Ale nie przez Wikingów, ale przez historię z czasów drugiej wojny światowej. Otóż Szetlandy były z jednej strony miejscem ucieczki tysięcy Norwegów z okupowanej ojczyzny, a z drugiej strony bazą brytyjskich operacji szpiegowskich i dywersyjnych w Norwegii. Jeśli kogoś interesuje ten wątek polecam poszukać sobie w sieci hasła 'Shetland Bus' - to naprawdę fascynująca historia.
Po zwiedzeniu muzeum pojechałem na zachód jak zwykle na sam koniec drogi, czyli do miejscowości Sandness skąd rozciąga się widok na leżącą na oceanie zamieszkałą wysepkę Papa Stour.
Droga na zachód prowadzi przez bardzo dzikie i puste obszary, zamieszkałe w zasadzie wyłącznie przez liczne stada owiec i nieliczne kucyki. Będzie dużo fotek tych mieszkańców, ale to po powrocie.
W drodze powrotnej mimo zmęczenia zdecydowałem się jeszcze zboczyć do miejsca opisanego na mapie jako wodospad. Jako że żadnych wodospadów do tej pory tu nie widziałem nie spodziewałem się raczej niczego ciekawego, a tymczasem trafiłem do chyba najpiękniejszego i najbardziej idyllicznego miejsca na Szetlandach. Najpierw była ścieżka wijąca się wśród wyjątkowo bujne rosnących tu wrzosów, wzdłuż strumyka na którego brzegach pozowały do zdjęć małe, białe owieczki, a na końcu był może niewielki, ale pięknie wkomponowany w porośnięte wrzosami zbocze wodospad. Cudo. Cudów musiałem tez dokonywać moim aparatem żeby to wszystko sfotografować bo było już późno i światło słabiutkie, ale chyba się udało.
No to na zachętę kilka zdjęć 'komórkowych'.

piątek, 26 września 2014

Lerwick - stolica Szetlandów

Dziś wyprawa do stolicy, czyli liczącego 8 tys. mieszkańców Lerwick. Trochę byłem niewyspany bo od doby wieje straszliwie, ok. 100 km/h. Do tego co chwila dreszcz, śnieg, grad, słońce. Po prostu wyspiarska pogoda. Kryjąc się przed tym koszmarem zwiedziłem tutejsze muzeum, bardzo ciekawe i nowoczesne. Potem był spacer po głównej ulicy, zakupy pamiątek i pogaduszki z panem w biurze informacji turystycznej. 
A po południu wybrałem się jeszcze na zdjęcia ogromnych fal rozbijających się na okolicznych skałach. Przy tym wietrze to niesamowite widowisko.
Poniżej troszkę zdjęć z Lerwick. Wieje nadal okrutnie.

czwartek, 25 września 2014

Ciezki dzien

Obudziłem się dziś o 6 rano - leje, wieje, mgła,  zimno. Pomyślałem - nie wstaję dzisiaj z łóżka.
Ale po pysznym, ogromnym, angielskim śniadaniu z widokiem na wylaniajaca sie z mgly St. Ninian's stwierdzilem, ze nie mozna dnia marnowac. A ze pogoda sie, jak to na wyspach, nagle poprawila wyruszylem z malo konkretnym planem zwiedzenia polnocnej czesci Mainland. No i zobaczylem dzis prawdziwe Szetlandy - dzikie, piekne, puste...
Najpierw pojechalem na wyspe Muckle Roe - troche mnie rozczarowala. Ladne widoki z mostu prowadzacego na wyspe, ale potem niewiele ciekawego. Zeby zobaczyc jej uroki trzeba miec duzo czasu i wybrac sie piechota na zachodni brzeg, bo przejezdne drogi prowadza tylko kilka kilometrow po wybrzezu. Tak wiec po kilku fotkach wrocilem na 'staly lad' i pojechalem do slawetnego przesmyku prowadzacego do Northmavine. Wydr ani fok nie spotkalem, a z powodu kontuzji prawego ramienia nie udalo sie przerzucic kamienia z Morza Polnocnego do Atlantyku. Ale za to zrobilem kilka ladnych zdjec. Nastepnym etapem byly klify w Eshaness. Po ich zobaczeniu stwierdzilem, ze wszystkie klify jakie do tej pory widzialem to byly jakies miniaturki. Zdjęcia nie oddaja ogromu tych formacji skalnych. Stalem sobie na niczym nie zabezpieczonej krawedzi takiego klifu a morze szalalo jakies 100 m ponizej.
Na koniec dnia postanowilem zajechac najdalej na polnoc jak sie tylko da, czyli tam gdzie konczy sie droga. Udalo mi sie tam dotrzec dopiero okolo 18-tej, a droga powrotna zajela mi dobrze ponad godzine.
Zdjecia, jakie dzis znajdziecie w tym poscie sa robine komorka wiec naprawde nie sa w stanie oddac chocby w malym stopniu tego co widzialem. Dlatego zachecam do ogladania 'prawdziwych' zdjec jak juz wroce i wrzuce je do sieci. A na razie mala namiastka.

środa, 24 września 2014

Krótka wycieczka na St. Ninian's Isle

Po południu wybrałem się jeszcze na krótką wycieczkę pieszą na wyspę którą widać z mojego okna, czyli na St. Ninian's Isle.  Jest ona połączona z lądem piaszczystą plażą zwaną tombolo.
Nie będę się rozpisywał o urokach wyspy bo wybieram się tam na dłuższą wycieczkę dookoła całej wyspy, ale na razie wyobraźcie sobie duże zbocze  które okazało się ogromnym labiryntem króliczych nor. Idę sobie idę tym zboczem, podziwiam pasące się tu i ówdzie owieczki, a nagle spod nóg wyskakuje mi kilkanaście królików i kicają sobie między tymi owieczkami.  Poczułem się jak jakiś hobbit albo inna Alicja w Krainie Czarów.  Może to i były zające, ale skojarzenia z bądź co bądź brytyjską książką były nieodparte. Zrobiłem kilka genialnych zdjęć no ale to będzie do zobaczenia po powrocie.  Na razie dwie fotki zrobione komórką.

No i jeszcze kucyki

Jeszcze obiecane kucyki, co prawda bez sweterków ale za to własnoręcznie 'upolowane'

Pierwszy dzień na Szetlandach

Dotarłem juz na miejsce czyli do mojego B&B o nazwie Hayhoull w Bigton. Oczywiście matka właściciela pochodzi z Krakowa więc sami swoi. Ale po kolei.
Najpierw była podróż promowa. Mój super wygodny i kosmiczny fotel za 18£ okazał się super niewygodny wiec mimo że morze spokojne to 8 godzin na promie dało się mocno we znaki.  Na szczęście przypłynęliśmy punktualnie, a na Pana z wypożyczalni czekałem tylko 10 minut.  Tak więc już kilka minut po ósmej wsiadłem do malutkiego niebieskiego Forda Ka i mogłem sobie zacząć przypominać jak to się jeździ pod prąd. Dwa pierwsze ronda kosztowały mnie sporo nerwów, ale potem poszło już jak z płatka.
Oczywiście po kilku kilometrach pełnej słonecznej pogody zaczęła się solidna ulewa, ale po kilku kolejnych wróciło słońce które towarzyszy mi przez cały dzień. No to zachęcony pogodą pojechałem i od razu na południe do latarni morskiej Sumburgh Head, wykopalisk w Jarlshof oraz plaży West Voe. Pisałem już o tych miejscach wcześniej wiec nie będę się powtarzał, poniżej znajdziecie kilka zdjęć z tych okolic.
Ciekawostką był tylko przejazd w poprzek pasa startowego lotniska w Sumburgh, a na skrzyżowaniu pasa z drogą stoją światła, jak to na skrzyżowaniu. Aż dziw ze nie zrobili ronda. ...
Koło wpół do pierwszej zameldowałem się w Hayhoull, a jaki mam widok z okna pokoju można zobaczyć na ostatnim zdjęciu. To wyspa St. Ninian's na którą wybiorę się może jeszcze dziś.

wtorek, 23 września 2014

Pogoda

Zapomniałem dopisać, że jest co prawda tylko 8 stopni ciepła ale niebo bezchmurne wiec zapowiada się pełny dzień.

Lerwick

Jest 7.30, prom właśnie cumuje w porcie w Lerwick. Sieć na promie słabiutka wiec na razie fotek nie będzie.

Prosto z pokładu MV Hrossay 23:45

Jestem juz na promie, za 15 minut wypływamy z Kirkwall do Lerwick na Szetlandach.  Następny meldunek z krainy kucyków.

Kilka widoków z orkadyjskiej góry

Wybraliśmy się na niewielką wycieczkę i wjechaliśmy na spore jak na lokalne warunki wzgórze - 200 mnpm. A stamtąd rozciąga się panorama Kirkwall i widoki na okoliczne wyspy.

Panorama Kirkwall


Poniedziałek w Kirkwall

Dziś na śniadanie wybraliśmy się do kawiarni gdzie pracuje moja córka. Musiałem zamienić kilka słów z każdym członkiem załogi,  z właścicielką, mamą i tatą właścicielki - starali się mówić po angielsku a nie po orkadyjsku wiec dałem radę i odpowiadałem chyba z sensem.
Coronation Chicken Panini w CafeLolz@21 - miejscowy przysmak
Justyna przed swoją kawiarnią

poniedziałek, 22 września 2014

Meldunek z Kirkwall

Dotarłem do celu, jestem w Kirkwall. Cała nasza trójka w komplecie. A lot linią Flybe - bezcenne. Troche jak z czasow pionierskich awiacji - skórzane fotele, wnetrze jak w takim większym busie, a jak zaczęły sie lekkie turbulencje to było wesoło. Zmęczenie daje trochę w kość więc po buteleczce wina wypitej z Wyspiarzami pora odespać podróż.

Opóźnienie

Samolot do Kirkwall opozniony co najmniej 1h wiec z nudow sfotografowalem wieżę kontroli lotów -symbol edynburskiego lotniska. Troche schowana miedzy latarniami ale co tam.

Takim czyms mam leciec?????

O mamma mia

Edynburg

No to jestem w Szkocji. Siedze w knajpce o znajomej nazwie Costa, popijam kawkę i jem pannini z angielską szynką i angielskim serem. A moze szkockim, albo zglobalizowanym. Ale smaczne to.
Lot spokojny, jak po sznurku, zadnych przygod jak na razie. Ponizej fotka mojego Airbusa.
Odprawilem sie juz na lot na Orkady i tym samym pozbylem sie bagazu. No ale tu na lotnisku i tak nie ma co robic wiec poczekam, poczytam i polece.
Nastepny wpis juz z Orkadow.

Startujemy

Już po odprawie.  Będzie ciasno w samolocie, dużo ludzi.

piątek, 19 września 2014

Wieści koncertowe

Nie samymi Szetlandami człowiek żyje - dziś :
1. udało się kupić bilety na koncert Stinga i Paula Simona
2. nie udało się kupić biletów na koncert Jacka White'a - uuuuuuu!!!!! - w krakowskiej Starej Zajezdni Tramwajowej na Kazimierzu.
3. udało się dowiedzieć, że w lipcu 2015 w naszej Arenie Kraków będzie koncert Marka Knopflera (ex Dire Straits dla mniej zorientowanych). Gitara rządzi w Krakowie!!!

A'propos Jacka White'a - biletów była tylko garstka i rozeszły się w 6 minut, a w momencie startu sprzedaży tradycyjnie zawiesiła się strona z biletami. Wielki zawód, bo to będzie Wielkie Wydarzenie - kameralny koncert młodego, a już uznawanego za jednego z najlepszych gitarzystów świata, stawianego na równi z Jimmym Page'm, Edgem itd. (kto oglądał film "It might get loud" ten wie o czym mówię).

No to na koniec (ponieważ na tej stronie nic nie dzieje się przypadkiem i wszystko jest ze sobą powiązane) trzy filmiki wpisujące się w ciąg skojarzeń "wyspy - statki wycieczkowe - Jack White - Robert Lewandowski". Niemożliwe? A jednak. Po filmikach rozwiązanie rebusu.






Rozwiązanie rebusu:
1. Jack White z żoną Meg tworzyli zespół The White Stripes, który to zespół wykonuje utwór "Seven Nation Army"
2. Statek wycieczkowy (których wielka liczba zawija co roku do portów Kirkwall i Lerwick) gra na swoich syrenach tenże utwór "Seven Nation Army"
3. I tenże sam utwór towarzyszy każdemu strzelonemu przez Bayern golowi na Allianz Arenie. A że Lewandowski czeka na pierwszego gola dla Bayernu na tym stadionie, tym samym czeka na pierwsze jemu dedykowane "Seven Nation Army".

Skojarzenia odległe, ale wszystko łączy jeden genialny gitarowy riff Jacka Wite'a.
Tuuu, turu tu tu tu tu...

To taki mały przerywnik żeby nie było tylko o zimnych wyspach.


Lerwick - stolica Szetlandów

Na koniec skróconego przewodnika po Mainland kilka słów o stolicy Szetlandów - Lerwick. Nazwa pochodzi oczywiście z języka Old Norse (Leir Vik) i oznacza Błotnistą Zatokę. Obecnie liczy 8.000 mieszkańców, a swoje początki wywodzi od niewielkiej wioski zbudowanej przez łowiących śledzie rybaków - głównie Holendrów, ale też  Szkotów, Anglików, Rosjan i innych. Wioska się rozrastała w miarę, jak rozkwitał handel między Szetlandczykami dostarczającymi oczywiście głównie świetnej jakości materiały z szetlandzkiej wełny a przybyszami oferującymi w zamian tytoń, alkohol i inne delikatesy z Holandii. A że szkockie władze nie bardzo interesowały się tym zapomnianym zakątkiem kraju i tym samym nikt sobie nie zawracał głowy pobieraniem ceł i podatków - handel kwitł sobie bez przeszkód.

Widok na port w Lerwick


Atrakcją są nabrzeża rozładunkowe zwane lodberries (ON Hlad Berg - skały rozładunkowe), na których dziś stoją stare, kamienne domy będące kiedyś magazynami, a dziś mieszczące m.in. sklepy z pamiątkami i szetlandzkimi dzianinami. Poniżej kilka obrazkó z Lerwick.


Peerie Shop - jeden ze znanych sklepów

Centrum Lerwick



Uliczka w Lerwick

Trzeba przyznać, że bardzo to przypomina widoki ze stolicy Orkadów, Kirkwall. Te same materiały, ta sama architektura. Myślę, że dopiero na miejscu uda mi się wyłapać jakieś cechy charakterystyczne dla Szetlandów, odróżniające je jakoś od Orkadów. Na pewno jedną z takich rzeczy są kuce szetlandzkie, ale o tym będę już pisał jak będę na miejscu.

Myślę, że wystarczy już tej wiedzy "na sucho", czerpałem ją głownie z dwóch przewodników po Szetlandach które przysłała mi moja córka. Zadbała o to, żebym przyjechał przygotowany :-)
Następne wpisy będą już okraszone moimi własnymi zdjęciami. Postaram się na bieżąco pisać jak tam jest - zbadam to organoleptycznie.

A więc do usłyszenia z trasy.

poniedziałek, 15 września 2014

Mainland - część północna cd., Northmavine i Mavis Grind

Jeszcze kilka zdań o północnej części Mainland, tym razem o Northmavine. Jako ciekawostkę opiszę pochodzenie tej nazwy. Otóż większość nazw geograficznych na Szetlandach wywodzi się ze staronordyckiego (Old Norse). Wspomniana Northmavine wywodzi swoją nazwę od Nordan Maefeidinn czyli tłumacząc na angielski North of Maef-eid czyli na polski Na północ od wąskiego przesmyku. No to zobaczmy sobie to na mapce.

Northmavine - na północ od przesmyku


Maef-eid, wąski przesmyk

A teraz najciekawsza ciekawostka na temat tego przesmyku zwanego Mavis Grind. Otóż jest to jedyne miejsce w UK, gdzie można przerzucić kamień z Morza Północnego na Atlantyk. Tak, tak - po prawej The North Sea, po lewej The Atlantic Ocean. A Mavis Grind ma w najwęższym miejscu zaledwie 33 m szerokości. OK, wezmę kamień i spróbuję dokonać tej sztuki, w końcu co to jest 33 m dla miotacza z kraju Anity Włodarczyk.
Mavis Grind w całej okazałości

Muszę jednak bardzo uważać, bo przy wjeździe na drogę prowadzącą przesmykiem stoi następujący znak:
Uwaga na przechodzące wydry
Co by było, gdybym tym kamieniem trafił jakąś wydrę - chyba by mnie do końca życia nie wypuścili z jakiegoś szetlandzkiego powikingowskiego lochu.

Ok, miało być o całej Northmavine, ale jakbym chciał opisać wszystkie atrakcje Szetlandów to chyba by mi Internetu nie starczyło. Musicie się na razie zadowolić przesmykiem, a reszta już będzie fotografowana i opisywana na miejscu. W końcu już za tydzień o tej porze będę na Orkadach, szykując się pomału do morskiej podróży w kierunku Lerwick.